1. Most Północny. Z naprzeciwka jedzie na rowerach dwóch… STRAŻNIKÓW MIEJSKICH! Tacy trochę wujkowie z brzuszkami i wąsem à la Bracia Figo-Fagot, w pełnym umundurowaniu, nic więc dziwnego, że nieco zapoceni.
– Wreszcie! Brawo! – rzucam, gdy mnie mijają.
– Panie, ja od 8 lat jeżdżę – odpowiada jeden z nich, z wyraźną pretensją w głosie.
Nie zdążyłem ich sfotografować, bo się spieszyłem… Następnym razem jednak nie omieszkam.
2. Przejazd rowerowy Tamka – Topiel / Kruczkowskiego. Facet z psem na smyczy idzie przejazdem rowerowym.
– Panie, to nie przejście dla pieszych, przejście jest obok! – mówię.
– Tym bardziej nie przejazd rowerowy! – odpowiada.
– Jak nie przejazd, to co? – pytam, pokazując na oznakowanie i sygnalizację świetlną.
– Eeee… SPIE*DALAJ! – słyszę. Ponieważ uważam, że jak ktoś zaczyna być agresywny, to bierze pod uwagę kontrę, rewanżuję się soczystym mięskiem okraszonym szerokim uśmiechem i jadę dalej.
3. Park między ul. Kruczkowskiego, Muzeum Narodowym, Mostem Poniatowskiego. Jadę sobie alejką, spokojnie, uważając na pieszych. Wg informacji podanych przez Rafała Muszczynkę >KLIK<, brak wyraźnego zakazu jazdy na rowerze oznacza, że jest to dozwolone. No to sobie jadę. Mijając starszego pana o zaciętym wyrazie twarzy, słyszę:
– Tam jest ścieżka rowerowa, obok!
– Ale nie mam obowiązku nią jechać. Jadę w innym kierunku, poza tym park nie posiada regulaminu, który by mi tego zabraniał – odpowiadam.
– SPIE*DALAJ! – słyszę. Odbijam piłeczkę nieco mocniej, również szczerząc się wesoło do wyszczekanego dziadka i jadę dalej.
To wiosna tak ludziom we łbach miesza czy po prostu trafiłem akurat na jakieś sfrustrowane indywidua?
Co o tym myślisz?