Zimą bieżącego roku (czyli 2014), jakoś w styczniu, zmuszony byłem oddać rower do serwisu, albowiem hydrauliczne tarczówki zaczęły odmawiać posłuszeństwa. O ile wyjęcie klocków i odtłuszczenie ich oraz tarcz nie jest dużym wyzwaniem, to staje się nim, gdy urwie się śrubkę mocującą klocki w zacisku. I takie coś mi się przytrafiło. Stwierdziłem, że chętnie znajdę sobie jakiś godny zaufania serwis w centrum, aby móc w nim zostawić rower z rana i odebrać po pracy.
Tak też zrobiłem i trafiłem do jednego z serwisów niedaleko pl. Politechniki. Do którego to raczej nieistotne, nie chcę chłopakom antyreklamy robić. Urwaną śrubkę wyjęli, klocki wymienili, hamulce przejrzeli, przeczyścili i przelali. I przez pierwszy miesiąc po naprawie działały aż miło. Minęło jednak parę tygodni i poczułem, że chyba są nieszczelne – zanim złapią, trzeba nieco „popompować” klamkami, zwłaszcza przedni. Zanim wróciłem do serwisu z reklamacją (bo to niemożliwe, żeby po kilkuset kilometrach coś się zużyło), przeczyściłem klocki i tarcze, no i testuję hamulce.
Okazuje się, że przednia klamka zmiękła kompletnie, hamulec nie łapie nawet po „popompowaniu”. Odchyliłem maksymalnie klamkę od kierownicy odkręcając śrubkę regulująca odchylenie klamki i jakoś hamulec zaczął łapać, ale baaaardzo jakoś i bardzo ledwo co. Dedukuję sobie więc po laicku na chłopski rozum o tak: chłopaki z serwisu nie uszczelnili całości dobrze po ostatnim serwisowaniu, podjadę i może w ramach gwarancji uda mi się coś z tym zrobić. Więc podjeżdżam, w drodze do pracy. Okazuje się, że człowiek, który mi naprawiał hamulce w listopadzie nie pracuje, bo jest „po sezonie” i serwis zaprasza mnie z tym hamulcem jak już będzie „sezon”. Ja na to, że stary sezon skończył się 31 grudnia, a nowy zaczął się 1 stycznia i że jak to? Mam do marca bez hamulca jeździć czy jak? Miły skądinąd serwisant rozłożył ręce i mówi, że on się nie podejmie, bo nie chce nic schrzanić. Doceniłem to (mimo, że już bardziej schrzanić się tego przedniego hamulca raczej nie dało) i z nosem na kwintę opuściłem serwis.
Wychodzę, patrzę, a tu vis-a-vis drugi serwis rowerowy, z rozbudowanym do tego sklepem. Rowerów w nim pełno, części i akcesoriów jeszcze więcej, myślę więc sobie, że nie ma tego złego. Wskakuję pewny siebie do serwisu i pytam, czy ich serwis również uznaje, że jest „po sezonie” i rowerów nie dotykają. Pan zaprzecza i pyta, w czym rzecz. No to tłumaczę, że chyba hamulec mam nieszczelny i się zapowietrza, na co pan głaszcząc się po brodzie odpiera zadumanym tonem:
– Hamulec, no tak, ale nie wiem, czy mamy uszczelkę, bo jest po sezonie, no i w ogóle, ciężka sprawa.
Trochę mi szczęka opada, bo jak to? Serwis chętnie pomoże, pod warunkiem, że nie chodzi o hamulce, bo jeśli o hamulce, to jest po sezonie, bo nie wiadomo, czy mają uszczelkę? Taki duży serwis przy takim dużym sklepie w samym centrum Warszawy wciska mi takie głodne kawałki? Żegnam się z panem kwaśną miną i jadę do firmy. Po drodze telefon z jednego ze sklepów, gdzie zamawiałem buty SPD, że są do odebrania. Podpytuję pana, czy ich serwis również ma przerwę, bo ktoś mądry stwierdził, że sezon się skończył, a tu miła niespodzianka. Dowiaduję się, że serwis działa, hamulec chętnie sprawdzą, a jak chcę, to możemy się od razu umówić na konkretną godzinę. I że jak dobrze pójdzie, to naprawią mi ten nieszczęsny hamulec na poczekaniu.
I jak obiecali, tak też zrobili. Gdy przymierzałem sobie całkiem fajne buty i negocjowałem ze sprzedawcą rabat, serwisant doprowadził przedni hampel do porządku, przy okazji udzielając kilku istotnych, fachowych porad.
Chętnie ich polecę, ze zwykłej wdzięczności za profesjonalne podejście do klienta w brzydki, mokry, listopadowy wieczór: Panie i Panowie, AirBike na Bitwy Warszawskiej dało radę!
A co było potem? Po jakimś czasie hamulec znowu wymagał serwisowania, więc zanim całkiem zdechł, przewertowałem youtube i allegro i nabyłem zestaw do własnoręcznego serwisowania hamulców tarczowych. I od tego czasu już serwisom gitary zawracać mam nadzieję nie będę, przynajmniej w kwestii hamulców.
Co o tym myślisz?